Wreszcie i ja miałam szansę zacząć od podstaw :). Sama co prawda
nie strzygłam, ale od właścicieli
Wioski Indiańskiej Tatanka, o której
już pisałyśmy,
dostałam runo prosto z
owieczek. Ślicznie Wam dziękuję :).
Tak wyglądało po wyjęciu z worka.
Runo szaro-czarne, którego jest zdecydowanie więcej, jest z
barana. Wełna jest gruba i sztywna, ale za to prawie bez zanieczyszczeń.
Taka mała kulka po prawej, jest z owieczki. Jest mięciutka
ale niestety siedzi w niej chyba cała łąka.
Na początek oczyściłam i posegregowałam runo z barana. Poszło
to całkiem szybko, bo pewnie na takiej sztywnej wełnie zanieczyszczenia nie
były w stanie się utrzymać.
Z praniem też nie było problemów, więc mogłam zabrać się za
czesanie i sprawdzić nowy prezent od Radka. Do wcześniej zrobionego
grzebienia z gwoździ dorobił szczotkę. Teraz mogę czesać wełnę taką metodą
jak na filmie.
Wełna jest czarno-szara, tylko na zdjęciu wyszła jakaś granatowa. Grzebień przymocowałam do krzesełka. Aby się nie przewracało przy czesaniu, wystarczy, że nogą przytrzymam poprzeczkę znajdującą się na dole.
Uprzędłam trochę na próbę. Wygląda na bardzo gryzącą.
Nie mam pojęcia, czy będę w stanie coś z niej nosić. Na początek zrobię skarpetki i sprawdzę :).
Miłego dnia :)
Jola