Moja przygoda z wrzecionem trwa nadal :) .
Znalazłam ceramiczne gałki, które bardzo fajnie spełniają rolę przęślików. Mocowałam
je na obciętych trzonkach od drewnianych łyżek i mątewek albo na bambusowych
patyczkach do ryżu. Największym problemem było wkręcenie haczyka, bo niestety patyki
łatwo pękały. Kupiłam także okrągłe listwy w sklepie budowlanym, ale te mi
najmniej odpowiadały.
Całkiem dobrze się kręcą, poza tym podobają mi się
przęśliki, więc chętnie na nich przędę. Jednak z dotychczas zrobionych
najlepiej kręcą się takie z płytą CD, ale nie są już takie ładne :) .
Kupiłam
gotowe ręcznie farbowane czesanki z owiec falklandzkich.
Planowałam z nich zrobić coś dla lalek, więc aby nie stracić
efektu przechodzenia kolorów w małym ubranku, nie przędłam całości, tylko
oderwałam cieniutki pasek czesanki.
Ta jaśniejsza ma takie słodkie kolory jak cukierki pudrowe. Przędzie
się bardzo przyjemnie. Zrobiłam z niej dwie chusty dla Millie (BJD Dollfie
firmy KAYE WIGGS o wysokości 28
cm ) i bluzeczkę dla Cami (40 cm firmy Tonner).
Z ciemniejszej zrobiony jest już sweterek dla Cami, a chusta
jeszcze nie skończona. Gdy zobaczyłam czesankę na żywo, nie byłam całkiem
przekonana do połączenia jasnego pomarańczu i turkusu z ciemnymi odcieniami,
ale w wyrobie okazało się, że bardzo ładnie ożywiają te ciemne zielenie i
brązy. Sprawdziłam doświadczalnie, że inaczej odbiera się kolory w czesance,
inaczej we włóczce i jeszcze inaczej w wyrobie.
Na koniec jeszcze jedna chusta dla Millie
Miłego dnia :)
Jola